wtorek, 6 września 2011

Kryminały.

Nie jestem znawcą gatunku, ale.. ostatnio miałam okazję przeczytać kilka książek zaliczanych do tego gatunku. I nie będę ukrywać, że zdecydowanie są to publikacje pisarzy szwedzkich [jakaś moda?;)]. Nie mówię tu tylko o Steigu Larssonie i jego Milennium - bez bicia przyznam się, że pochłonęłam je prawie jednym tchem. Była to dobra lektura do kolejki, do poduszki, kiedy już za bardzo nie chciało mi się myśleć. Akcja sama się toczyła, napędzała, do mnie należało tylko przewracanie stronic książki. Ale wciągnęły mnie historie Mikaela Blomkvista oraz Lisbeth Salander. Szczególnie polecam przeczytanie za jednym zamachem drugiej oraz trzeciej części trylogii. Zdecydowanie jednak większe wrażenie zrobiły na mnie dwie książki Monsa Kallentofta [piszę w kolejności, w jakiej przeczytałam] - "Śmierć letnią porą" oraz "Ofiara w środku zimy". Obie są historią opowiadaną w miejscowości Linkoping, główną bohaterką jest komisarz Malin Fors. Obie książki bardzo plastycznie działały na moją wyobraźnię, czytając je miałam wrażenie, jakbym zagłębiała się w teksty sztuk teatralnych, a może nawet nie w sam dialog wypowiadany przez głównych bohaterów, ale bardziej w didaskalia, notatki pisarza na marginesach. I te glosy z zaświatów.. skojarzenie prosto z greckiego teatru. Tych książek nie da się przeczytać na odwal. Ingerują w proces myślenia, fabuła nie jest zbyt szybka, ale autor chyba specjalnie tak operuje słowami, by jeszcze bardziej wciągnąć czytelnika nie tyle w samą historię ile w myśli głównych bohaterów. Polecam, polecam, polecam :-)

czwartek, 1 września 2011

Kieł.

To był jeden z najbardziej wstrząsających filmów jaki widziałam. A może nie jeden z, tylko najbardziej tragiczny. Zaczyna się niewinnie, ale już za chwilę to, co się dzieje na ekranie, wbija w fotel. I nie mówię to o efektach specjalnych, super kostiumach czy kreacjach bohaterów. Nie, nie. Nic takiego tam nie ma. Mówię o fabule. Film opowiada o rodzinie: rodzice, dwie córki, syn – wydawałby się całkiem normalnej, jakich wiele na świecie, mieszkającej w dużej rezydencji na obrzeżach miasta. Coś tu jednak nie gra. Dzieci, a raczej nastolatkowie, wymyślają dziwne gry dla zabicia czasu, do syna przyjeżdża Christina by z nim uprawiać sex [jednak, gdy okazało się, że za bardzo ingeruje z życie rodziny, ojciec skutecznie się jej pozbywa…], w domu rzeczy mają swoje nazwy, kompletnie inne niż te których się używa [np. na pytanie syna co to jest upiór, matka odpowiada „kwiatek z żółtymi płatkami”..]. Dzieci są całkowicie odizolowane od świata. Matka prawie – ma dostęp do telefonu, a dzwoni tylko i wyłącznie do swojego męża. Bezpiecznie posiadłość można opuścić tylko w samochodzie – tak twierdzi głowa rodziny. Dostać można się do niego tylko w momencie, gdy wypadnie kieł.. Nie ważne czy prawy czy lewy. W końcu dochodzi do tego, że jedna z córek pozbywa się kła.. Ten film pokazuje jak łatwo jest kontrolować życie ludzi odosobnionych od społeczeństwa, jak można wmówić im absurdalne wyjaśnienia na wszystkie zagadnienia [np. motyw z kotem]. Jednak prędzej czy później znajdzie się jednostka, która się zbuntuje, wyłamie. Myślę, że spokojnie sytuację w tej podstawowej komórce społecznej można porównać do funkcjonowania niektórych reżimów. Po wyjściu z kina nasunęła mi się taka myśl: trzeba być nieźle posranym by wymyślić taki scenariusz. Taki straszny, a jednak do głębi poruszający i spełniający chyba swoje założenia.